Jaisamler – Camel Safari
#Darek
Ponieważ Ewcia nie czuła się za dobrze, to postanowiliśmy że ja sam pojadę na safari. Wycieczkę kupiłem w Ganesh Travel wewnątrz fortu. Mieliśmy pojechać jeepem ponad 60km poza miasto. A cała wyprawa miała się zacząć około 8 rano a zakończyć o 10 – 11 rano następnego dnia. Cena to 1050INR i nic nie udało mi się stargować. Można również za 1300INR kupić safari, które skończy się około 18.
O 7:30 stawiłem się u Ganesha. W pobliskiej restauracji zjadłem śniadanie. Przyszła również para anglików. Po śniadaniu poszliśmy do jeepa, który stał przed murami. Czekała tam również para francuzów i japonka. W sumie 6 osób. W Mahindrze bez drzwi siadłem z przodu. Kierowca kupił jeszcze po drodze jedzenie oraz piwo dla nas. Dodatkowo zapłaciliśmy po 100INR za browarka 0,65l.
Thar nie jest to zupełnie pustynią. Droga prowadzi przez prerię. Czujesz się jak w filmie Doctor Quien:). Dookoła pustka, kaktusy i suche rośliny. Ale mi to odpowiada. Ja lubię takie klimaty. Po drodze mijamy pałętające się zwierzęta – krowy, kozy, psy. Szukam wzrokiem węży – ale żadnego nie wypatrzyłem. Po około 30 – 40 minutach dojeżdżamy do wielbłądów. Jak się okazało z GPSu droga miała 30km a nie 60km. Hmm biznes is biznes – no ale zobaczymy jak będzie.
Od razu spodobał mi się jeden zwierzak . Przyczepiłem do niego mój plecak. Camel był już mój.
Na zwierzaku było zamocowane coś w rodzaju siodła, cały „sprzęt” do spania, jedzenie, woda itd.
Gdy camel wstaje trzeba się dobrze trzymać, żeby z niego nie spaść. Trudno to opisać, ale jest to dziwne uczucie. Podobnie gdy zwierzę siada na ziemi.
Przez pustynie jechaliśmy w sumie kilka godzin. Po drodze zatrzymaliśmy się w dwóch może trzech wioskach. Dzieci od razu chciały cukierka, 10 rupii, albo długopis. Niestety nie można każdemu pomóc. No i dzieci w ten sposób uczą się żebrania.
Około 13 dojechaliśmy do wielkiego drzewa. Przewodnicy zaczęli robić obiad. Z trzech małych kamieni zrobili palenisko, a nasza ekipa przyniosła suche patyki. Obiad prosty acz pożywny składał się z herbaty, ugotowanych warzyw i po kilka ciabatti (rodzaj placków). Następnie drzemka do 3pm bo jest zbyt ciepło żeby jechać dalej.
Około 18 docieramy do „sand dunes” czyli do wydm. Jak dzieciaki biegamy i skaczemy po miękkim i ciepłym piasku. W tym czasie nasi przewodnicy „rozbierają” wielbłądy i zaczynają przygotowywać kolację. A my siedząc na najwyższym punkcie w ciszy oglądamy zachód słońca.
Jemy kolację, wypijamy po piwku i około 10 idziemy spać. Śpimy pod gołym niebem na materacach przykryci dosyć grubymi kocami. Zaczyna się robić zimno. Ja mam ubraną koszulkę, koszulę, polar i cienką kurtkę. Do tego dwie pary skarpet, spodnie z pidżamy i normalne spodnie. Najzimniej jest mi w stopy. Przydałby się drugi koc.
W ciszy wszyscy zachwycają się wspaniałym niebem. Mnóstwo gwiazd i księżyc prawie w pełni. Kompletna cisza. W środku nocy budzę się i widzę nad sobą wielkiego stwora. Szukam po omacku latarki. Okazuje się, że nade mną stoi kilkumetrowy wielbłąd. W duszy myślę sobie, czy przejdzie po mnie jak po małej mrówce. Ale na szczęście wielbłąd nie jest agresywny i odchodzi. Nad ranem budzą mnie głosy anglików. Za moją głową rozpoczyna się wschód słońca. Szybko ubieram buty i jak pijany idę po pustyni żeby zrobić zdjęcie.
Jestem oczarowany tym spokojem i magią natury.
Nasi przewodnicy wstali wcześniej i w ciszy przygotowują dla nas śniadania. Dla każdego czaj, dwa jajka, smażone na patelni tosty i dżem. Zajadam się ze smakiem.
Około 8 rano wyruszmy na wielbłądach w stronę jeepa. Tym razem galopujemy. Jest to zupełnie nowe doświadczenie, ponieważ podskakujemy jak piłeczki pingpongowe. Ale wszyscy są szczęśliwi.
Jeep zabiera nas do Jaisamleru.
Czego się bałem?
Przede wszystim węży i skorpionów. Jednak nie zobaczyłem żadnego po drodze i w naszym obozie. To wcale nie oznacza, że ich tam nie ma! Podobno na razie jest za zimno.
Druga obawa to samotność na pustyni i możliwość uprowadzenia lub rabunku. W końcu jesteśmy tylko 80km od niespokojnej granicy z Pakistanem. Jednak podczas całej wycieczki nie czułem żadnego zagrożenia. Dobrze że nie byłem sam tylko z grupą.
Jakieś rady?
Dobrze mieć ciepłe ubrania na noc i latarkę. A w dzień kapelusz i krem do opalania na twarz. Dupa trochę boli po tych kilku godzinach w siodle:). Ale polecam!!!